piątek, 27 grudnia 2013

W środku był Patryk trochę przerażona szłam w jego stronę krok po kroku. Gdy doszłam, przypatrzyłam mu się uważnie, miał zaszklone oczy, a wyraz twarzy jakby zaraz miał wybuchnąć płaczem. Podeszłam do  niego i przytuliłam. Nawet nie drgnął:
-Co się stało?-zapytałam cichym i spokojnym tonem głosu.
-Bo ona...-nie był w stanie dokończyć.
-Kto?
-...
-Patryk kto?
-Natalia...
-Ale co Natalia?
-Ona...ona nie żyje...-rozpłakał się jak dziecko i jeszcze bardziej się wtulił.
-Ale jak to?-również zaczęłam płakać.
-Jakiś skurwiel wjechał w nią na pasach.
-Boże i co teraz?
-Jutro lecę do Polski, a co dalej to nie wiem.
-Boże..jak mam ci pomóc?
-Nie trzeba dam radę.
-Nie pokazuj, że jesteś twardy.
-Ale nie będę cię o to prosił. Pamiętam jak się śmiała, jak się kłóciliśmy, była jest i będzie najlepszą siostrą na świecie.
-Pamiętam jak byliśmy we Włoszech ja twoja siostra, Wiola, Paula, Kasia, i Natalia ta mała do tego jeszcze Mateusz, Kamil i taki Patryk to były niezapomniane chwile. Zawsze gdy było zgubione jedzenia na schodach to z naszego pokoju. Tak samo we Francji.
-Nie mówiła mi o tym. Czemu się nią nie interesowałem, może gdybym ja zabrał ze sobą, może ona jeszcze by żyła.
-Nie obwiniaj się, widocznie tak miało być.-rozmawialiśmy całą noc odwiozłam go do domu i pojechałam do blondyna. Zadzwoniłam dzwonkiem i czekałam chyba z 5 minut.
-Co tu robisz o tej porze skarbie?-zapytał przecierając zaspane oczy.
-Zamknęli mnie na noc na stadionie spałam tam.
-A, czemu ty płaczesz?-zapytał gdy byliśmy już w salonie.
-Bo...Patryka siostra nie żyje, a zanim wyjechałam byłyśmy blisko.
-Rozumiem, przykro mi.
-Mogę iść się przespać?
-Tak, weź z szafy jakąś moją koszulkę i połóż się w moim pokoju.
-Dziękuje skarbie-ucałowałam go i poszłam się położyć. Od razu zasnęłam w pościeli pachnącej Marco.




czwartek, 5 grudnia 2013

*Oczami Agi*

Rano obudziłam się w objęciach blondaska.Powoli się wysunęłam z jego objęć. Poszłam do łazienki się ogarnąć, a potem udałam się do kuchni. Wstawiłam wodę na herbatę i zabrałam się do robienia jajecznicy, oczywiście na sobie miałam koszulkę z numerem 11. Nakryłam stół,a w drzwiach zobaczyłam Marco:
-Ile tu stoisz?-podeszłam i go ucałowałam,a on przyparł mnie do ściany.
-Wystarczająco dług- i zaczął mnie zachłannie całować.
-Ej siadaj do stołu, ja się tyle namęczyłam i nie mam zamiaru tego marnować.
-Oj no dobrze, ale do twarzy ci w tej koszulce.
-Wiem-zasiedliśmy do stołu, a on wcinał, aż mu się uszy częsły.
-Smakuje?
-Jeszcze, pytasz, takie to mogę jeść codziennie.
-Chciałbyś, ja teraz muszę iść do siebie, żeby się przebrać.
-Ej?!
-Czego znowu?-zapytałam już stojąc w drzwiach.
-A pożegnanie?-zaczął mnie całować, ale musiałam wyswobodzić.
-Pa skarbie-Szłam sobie ulicą z uśmiechem na twarzy  ludzie patrzyli się na mnie jak na wariatkę. W domu zobaczyłam Anię i Lewego:
-Hej wszystkim.
-O Aga raczyła nas odwiedzić. Myśleliśmy że się już tam przeprowadziłaś.
-Kto myślał, ten myślał-odpowiedziała brunetka.
-Ja lecę na trening.
-Czekaj przebiorę się i jadę z Tobą.
-No to ruchy!-krzyknął Robert.
-No już idę, idę.-Szybko się przebrałam i wsiedliśmy do auta Lewuska. Leciała w radiu moja ulubiona piosenka więc zaczęłam ja śpiewać. Lewy patrzył na mnie jak na idiotkę.
-Ej n, co śpiewam sobie.
-Dobrze,że śpiewasz, w końcu jesteś szczęśliwa.
-Tak, przy ni to jest możliwe.
-Ma szczęście. Zazdroszczę mu.
-Co masz na myśli? Przecież ty też masz zajebista żonę.
-No tak wiem i bardzo ja kocham, ale...-nagle przerwał.
-Ale?
-Nie ważne.
-No powiedz, nie będę z ciebie wyciągać jak z worka na ziemniaki.
-Może kiedyś ci powiem.-Po tych słowach do końca drogi nie odzywaliśmy się do siebie już nic. Była grobowa cisza. Dojechaliśmy na stadion i od razu poszłam do swojego gabinetu. Gdy zobaczyłam ile mam papierów na biurku prawie serce mi stanęło. Zaczęłam o godzinie 10, a gdy skończyłam zobaczyłam że na zegarku jest grubo po 21 nie wiedziałam co zrobić. Wszystkie drzwi były zamknięte. No to pięknie przeszłam wszystkie pomieszczenia tylko szatnia chłopaków byłą otwarta, co normalnie jest zamknięta. Weszłam do środka i był tam...